czwartek, 29 stycznia 2009

Choróbsko jakieś mnie dopadło...

Śpię dłużej niż niemowlak - śpię do oporu, potem zrywam się jak oparzony aby zdążyć na ostatnią chwilę do sądu, w sądzie przysypiam, na obiedzie przysypiam, w domu śpię do kolacji, po kolacji znowu śpię, teraz krótka pobudka ale zaraz znowu idę... Nie byłoby w tym nic ciekawego gdyby nie to, że mam takie sny, że budzić się nie chcę... Przed chwilą śniło mi się, że wspinam się na jakąś wysoką i stromą górę tylko, że chyba nabawiłem się lęku wysokości ale jednocześnie aż mi się płakać chciało z powodu widoków... Wcześniej, że poszedłem pływać w czasie sztormu nad morzem - uczucie tonięcia... czy ktoś widział kiedyś dużą falę od dołu? BEAUTIFUL!!!

Pakuję w siebie herbaty z miodem i cytrynami (niekoniecznie w tej kolejności...), siostra zrobiła mi jakiś grzaniec na piwie %-)

Jezu, jutro znowu zimno, miasto, sąd... Naprawdę mam ochotę spakować plecak i pojechać gdzieś na północ, może być Norwegia, tam wysiąść i iść, iść, iść aż zdechnę w spokoju - bez martwienia się o egzaminy, rodziców, siebie, pracę, o nic.

Jestem zmęczony tym napięciem, chorobą, czekaniem, nadziejami... Dość.

1 komentarz:

koryntczyk pisze...

jak mówi klasyk : "atakuj zamiast odpierać". to oczywiscie "złodziej z bagdadu" disneya. słuchaj, dobrze zrobiłoby ci zeszmacenie się w doborowym towarzystwie, a nie cukrzycowo-depresyjna śpiączka po d kocem w kratkę. jak już mieć dola to efektownego. probowałeś samookaleczeń albo palenia cracku?