czwartek, 1 stycznia 2009

Prawko jazdy - "postępowy" gniot

Zgodnie z tym co sobie życzyłem wcześniej zbieram się za przygotowanie do robienia prawka. Szukając weny do walki o papierek znalazłem komentarz Janusza Korwin-Mikke o tym "prawie", które w pełni odzwierciedla to co o tym myślę.



I jeszcze jedna refleksja: czy prawo jazdy jest czymś co pozwala nam korzystać z naszej rzeczy? Tak, bo jeśli to byłby dokument potwierdzający nasze umiejętności prowadzenia samochodu to nie można by prawa jazdy ani zatrzymać ani odebrać - albo umiem jeździć albo nie i nikt nie ma mocy odbierania innemu człowiekowi umiejętności. A teraz powrót: co to za kraj w którym trzeba mieć papierek na korzystanie z własnej rzeczy? A mówili, że tu jest normalnie... Gdzie indziej też tak jest? A kto mówił, że gdzie indziej też jest normalnie? Używając powiedzenia Waldemara Łysiaka - "czy tysiąc much lecących do gówna może się mylić"? Ot mamy demokrację z regulacją której nikt nie potrzebuje - jak ktoś się nie czuje na siłach siąść za kółkiem bez kursu to niech sobie na niego idzie ale jeśli nie to po cholerę go zmuszać i wyciągać od niego kasę?

Jakakolwiek regulacja w tym temacie to dochody dla państwa i szkółek prawa jazdy - tu chodzi o mamonę a nie realnie pojmowane bezpieczeństwo...

3 komentarze:

Grzegorz Raźny pisze...

Zgadzam się co do idei. Każdy powinien móc siąść za kółkiem ze świadomością, że jeśli nabroi, to za to zapłaci (w rozmaitych tego słowa znaczeniach).

Ale nie zgadzam się, że tu chodzi o pieniądze. Bo jaki interes ma prawodawca w tym, żeby szkółki zarabiały? Brakuje tu jakiegoś ogniwa. Nie chodzi tu również o bezpieczeństwo.

Chodzi o coś, co się nazywa poczuciem bezpieczeństwa. Gdy wiem, że tylko osoby autoryzowane siedzą za kółkiem, czuję się bezpieczniej na drodze, niż gdybym wiedział, że kto tylko chce może za tym kółkiem siedzieć. Psychologia, która nie powinna wpływać na kształt tworzonego prawa. Ale wpływa. Bo rządzą ludzie a nie zdrowy rozsądek. Jeśli większość chce mieć poczucie bezpieczeństwa (często złudne), to wybierze takich ludzi, którzy stworzą prawo odpowiadające ich zapotrzebowaniu.

W demokracji niestety małe znaczenie ma fakt, że przez potrzeby większości, często ograniczamy prawo do wolności jednostki. Demokracja pomimo swoich wad i tak jest najlepszym systemem jaki gdziekolwiek działa. Trzeba tylko pracować nad świadomością obywateli. Wtedy jest szansa, że prawo będzie zgodne ze zdrowym rozsądkiem.

Fajczarz Krakowski pisze...

"Ale nie zgadzam się, że tu chodzi o pieniądze. Bo jaki interes ma prawodawca w tym, żeby szkółki zarabiały? Brakuje tu jakiegoś ogniwa."
A mniejsze bezrobocie? A dodatkowe wpływy z podatków? A ta psychologia, która każe wybierać tych którzy grają tak jak nasza nieświadomość im każe a w efekcie zostają posłami kolejnych kadencji wybierając z saka ładne i okrągłe tysiące? Ogniwo jest.


"Psychologia, która nie powinna wpływać na kształt tworzonego prawa. Ale wpływa. Bo rządzą ludzie a nie zdrowy rozsądek."
"W demokracji niestety małe znaczenie ma fakt, że przez potrzeby większości, często ograniczamy prawo do wolności jednostki."
I właśnie to mi się demokracji nie podoba bo mam świadomość że głupota ludzka jest niepokonana i każde pokolenie musi się uczyć życia od nowa - jesteśmy skazani na powtarzanie błędów naszych ojców i dziadków. I dlatego nie chcę się godzić z tym co uważa, myśli i odczuwa "większość" - bo dla mnie jest chorym system w którym decyduje nie jednostka wybitna ale emocje większości. Bo czy to normalne aby w sprawach np gospodarki więcej do powiedzenia miało dwóch żuli spod bloku niż jeden profesor ekonomii (większość... to oni sobie wybiorą kogoś kto im pasuje a nie profesor, mało tego ten profesor będzie musiał się podporządkować woli żuli więc... kto by się nie odegrał na nim za to, że tych dwóch go nie rozumie, że jest "lepszy", bardziej inteligenty etc etc)? Nie dzieje się tak? Nie rządzi chamstwo, nie ma wa wyższych progów podatkowych dla bogatych?

A co do strachów, lęków, niezaradności, polepszania rzeczywistości przez wprowadzanie ograniczających uregulowań mających ponoć poprawiać bezpieczeństwo - zacytuję J. Korwin-Mikke: "jeśli stary słowik chce nauczyć latać młode słowiki to zrzuca je z gałęzi - bez oglądania się na to czy im się to podoba czy nie, bo wie że jak tego nie zrobi to żadne nie nauczy się latać".

A my, to skazane na powtarzanie błędów społeczeństwo jesteśmy właśnie takimi młodymi słowikami, które w imię lęku przed nauką latania (bo to niebezpieczne...) wprowadziły sobie sprytny system który pozbawia starego słowika możliwości zrzucenia nas z gałęzi.

I można sobie wmawiać, że można większość przekonać... ale spójrzmy na fakty: przecież nie jest tajemnicą, że administracja w RP się rozrasta, przybywa aktów prawnych regulujących coraz to kolejne aspekty naszego życia i że administracja bardzo niechętnie oddaje władztwo w jakiejś kwestii, nawet jeśli są to mało znaczące uprawnienia. To wiedza którą można zdobyć zabierając się za dowolny podręcznik do prawa administracyjnego, albo będąc obdarzonym choć odrobiną spostrzegawczości i pamięci - przecież wystarczy tylko się rozejrzeć. Ja żyję tylko raz i nie chcę się łudzić, że za tego mojego życia znajdę się pod władztwem tego, który będzie miał w interesie nie swoje strachy i kompleksy ale moją wolność. Demokracja mnie pozbawia nadzieji w tym względzie.

Grzegorz Raźny pisze...

Nie wiem czy doszukałeś się w moim komentarzu stwierdzenia, że uważam, że takie metody powiększają bezpieczeństwo? Bynajmniej tak nie napisałem. Powiększają nie bezpieczeństwo a poczucie bezpieczeństwa. Tworzą iluzję, którą społeczeństwo poprostu chce mieć.

Jednak bronię demokracji, bo mimo, że władza z wyboru większości będzie jej zakładnikiem (i tych metaforycznych żuli), to wolę tak, niż żeby władzę miała pełnić jakaś "wybitna jednostka". W obecnym systemie mam przynajmniej dość stabilne poczucie chociaż odrobiny wolności. System z "wybitną jednostką" to gra vabank. Albo ta jednostka da mi jeszcze więcej wolności, albo zabierze to co mam. Ryzyk fizyk? Ja podziękuję.

Poza tym kto zdecyduje, kto będzie tą jednostką na czele? Społeczeństwo? To nic nie zmieni. Poprzednik? Oj, przerabialiśmy to i przerabiają dalej niektóre kraje. Forum uprzywilejowanych? A kto ich wybierze?

Ewolucja świadomości obywatelskiej oczywiście nie daje mi nadziei, że w trakcie mojego życia dużo się zmieni. Ale daje nadzieję, że za kilkadziesiąt lat, lub może za kilkaset, coś drgnie. Jeśli będę umierał mając świadomość, że coś drgnęło, to nie będzie miało znaczenia, że nie dożyję zmian. Będę się cieszył, że kolejne pokolenia będą miały lepiej. Bo w końcu ile my dostaliśmy dzięki walce naszych przodków? Może zostawmy też coś naszym potomkom.