poniedziałek, 26 stycznia 2009

Ludzie...

Czemu ludzie są tacy, że muszę się poczuć jak ta samotna wyspa pośród oceanów?

Bo jak tu zrozumieć kogoś, kto uważa że serial M. D. House jest nudny? Że M*A*S*H jest nudny? Kogoś kto nie rozumie, że nie używam GG? Że list może być dużo przyjemniejszą pożywką dla czytającego niż mejl czy napisana na odpieprz "dyskusja" na GG? Że można nie chodzić na dyskoteki dla technomłotów? Że samotność człowiekowi jest potrzebna tak samo jak chleb na stole rano?

I dlaczego większość kobiet chce abym miał drogi samochód, wystawne mieszkanie, żebym był rozrzutny, żebym nawiązał symbiozę z krawatem i marynarką (strój proletariackiej małpy...), żebym był inteligentny ale jednocześnie "na poziomie" babki z którą jestem a która to nie wystaje poza czasopisma o zakupach, abym miał pasje których i tak nie będę mógł realizować z kobietą bo ją to nudzi i byłaby równie pomocna co 25 kilowa kula u nogi? Abym miał "jaja" ale jednocześnie był sympatycznym pantoflem z żywotnością rehabilitanta po 10 letniej śpiączce? Abym pozwalał jej być sobą, chociaż w moich oczach jest nikim? Abym spieprzył sobie życie próbując jej dogadzać bez oglądania się na siebie?

Lenka uważa, że miłość to wojna wszystkich ze wszystkimi o wszystko. I to mnie wkurza, że może mieć rację. Bo albo jesteś sobą i pilnujesz granic siebie samego (walka) albo oddajesz pole i stajesz się tępo uśmiechniętym warzywem. Ja z kolei uważam, że człowiek wewnętrznie rozwija się kiedy jest sam, kiedy nic mu nie przeszkadza, nic go nie wpiera ale i nic go nie gasi i nie każe się poświęcać w imię celów innych niż obranych przeze mnie samego. Czy walka może w człowieku wykształcić to co stan bez walki?

A może kluczem jest równowaga w tym wszystkim?

1 komentarz:

Grzegorz Raźny pisze...

Jeśli miłość jest walką, to tylko walką o kochaną osobę. Jeśli osoba, chce, żebyś był taki a taki, to co to jest za osoba? Kochać można kogoś, takiego jakim jest. Miłość bez akceptacji? To dopiero dziwadło.

Czy człowiek rozwija się najlepiej kiedy jest sam? Wątpię. Samotność oczywiście jest potrzebna tak jak chleb na stole rano. Piękne porównanie. I jakże trafne. Samotność jest potrzebna aby spokojnie zastanowić się nad sobą, aby dokonać swoistego rachunku sumienia.

Ale nad czym może się zastanawiać ktoś, kto żyje w samotności. Życie przecież jest dramatem i w przestrzeni międzyludzkiej podejmujemy decyzje, za które musimy brać odpowiedzialność. Życie w samotności prowadzi w linii prostej do egocentryzmu. Jedyna relacja jaka nas wiąże, jest relacją z naszym własnym ego. Człowiek spotyka Boga w twarzy drugiego człowieka. Jeśli samotność jest potrzebna jak chleb, to drugi człowiek jest potrzebny jak woda.

Pozdrawiam,