czwartek, 11 grudnia 2008

"When Trumpets Fade" (1998)



"Catch 22" tylko bez czarnego humoru (tutaj w ogóle nie ma "humoru", film jest ponury jak zamarzające błoto pod Bostogne w grudniu '44...) - tutaj główny bohater (pvt. David Manning) aby wyrwać się z okopów próbuje tego co Yossarian czyli walczy aby uzyskać status "niezdolnego psychicznie" do walki (paradoks, nie?). Próbuje za wszelką cenę, choćby za cenę życia rekrutów bez doświadczenia, którymi miał się zająć. Jego przekleństwem stało się to co ratowało mu dupę w trudnych sytuacjach - właściwie ocenia i reaguje na zagrożenie życia. Ktoś to zauważył- facet w 3 dni awansował ze zwykłego szeregowca na podoficera, teraz zabijają ludzi nie obok niego ale "pod" nim. Awansował bo oddziały do których trafia mają od 70% strat w ludziach... czasem zostaje tylko on.

Jeśli ktoś "choruje" na poetyczne piękno wojny to powinien sobie wylać na głowę kubeł zimnej głowy i zabrać się za oglądanie tego dzieła. Film wpasowuje się w serię "odbrązawiaczy", zwycięskiej armii - czasy kiedy kręcono wesołych amerykańskich chłopców przenoszących sielankę USA w ponure knieje EU dawno minęły. Tutaj jest brud, smród, strach, paranoja, szaleństwo i walka o życie ze wszystkimi a nie tylko z nominalnym wrogiem.

I do tego, o dziwo, jak na film wojenny dobra muzyka...

Brak komentarzy: