Kolejny sen, którego nie pamiętam a wiem, że do wesołych i lekkich nie należał. Nawet gorzej, bo ogarnął mnie jakiś nieuchwytny niepokój. Chodzę od rana struty i podminowany na przemian. Nie pomogła nawet pełna siatka cieplutkich i pachnących bułeczek prosto z piekarni. Niepokój pozostał a bułeczki były wymiatające.
Babki wyjechały z domu, została tylko siostra zatem trochę czasu minęło na pogawędkach. W sumie dobrze się nam rozmawia o rodzicach. I mamy te same problemy z dobraniem dobrego prezentu dla nich :)
Organizuję pokój i próbuję choć trochę liznąć rosyjskiego. Pomijając historyczne powiązania z tą mową to jednak jest to dla mnie jeden z najpiękniej brzmiących języków. I daleko odsadza francuski. Chyba nigdy nie zrozumiem co ludzie w nim widzą, tak samo jak w ich winach. Dobra, nie odciągam się - wracam do kajecika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz