wtorek, 9 grudnia 2008

Masz pan wolne...

Kolejny dzień ciężkiej pracy kancelaryjnej ;)

Ze złych rzeczy jakie zrobiłem dzisiaj: obśmiałem się z obśmiania się z Z pod jego nieobecność (pierwsze obśmianie) i to w czasie obiadu. Eee... czy można nazwać "pytlowaniem" serdeczną troskę o przyjaciela tylko dlatego, że serdecznie się troszcząc można się również rubasznie pośmiać? Nie? No to dlaczego kolega milczał jak zaklęty przy obiedzie? ;)

Kobiety to potrafią tak przywalić, że nie wiadomo czy śmiać się czy płakać... no bo co to za tekst "jesteś dobrym kolegą" w czasie potencjalnego smalenia cholewek? No co to ma być pytam się? O, znowu przemawia przeze mnie serdeczna troska ;)

No, już koniec. Pusty pokój zaczyna ładować mi akumulatory... jeszcze chwila a zmienią stację w Last.FM na coś bardziej podkręcającego od "post-rock" i może nie zacznę chodzić po ścianach. Rozważam bieganie ale trzyma mnie proza życia - w swetrze mam biegać? Cholera, od siedmiu miesięcy tego nie czułem (no może poza epizodem z czapką) ale brak mi jakiegoś ciucha! Mi facetowi brak czegoś w szafie... Damn!

I pierwsze objawy wychodzenia z samotniczego kaca - czytam podręcznik do prawa karnego. Naprawdę, czytam ten cholerny podręcznik!



Dzisiaj nie zbawiam świata, nie ratuję dusz, nie cierpię, nie biczuję autokrytycznie. Ale nie, z tym cierpieniem to wyskoczyłem przed szereg - wiecie jak ciężko w necie znaleźć dobre kawały? :P

Brak komentarzy: