środa, 24 grudnia 2008

Strzelam sobie w stopę w czasie stepowania?

No i noc nieprzespana. Do bladego świtu męczyłem się próbując nie myśleć o zmarnowanym czasie, o przegranych znajomościach, o przyjaciołach których zawodziłem i o tych co sami nieświadomie ranili, o tym że w niczym nie jestem dobry i drogą brutalnej eliminacji zostałem prostaczkiem (ad. wpis z 22.12.2008 na blogu G. Raźnego), że nie panuję nad swoim życiem. Oczywiście im mocniej krzyczałem w środku "dość" tym mocniej imadło zaciskało się...

Cała noc przewracania się boku na noc, cała noc czegoś co mógłbym nazwać pierwszym prawdziwym rachunkiem sumienia i pokutą. Tylko, że mnie to nie uspokoiło - świadomość tego jak małym człowieczkiem się stałem i świadomość tego co źle zrobiłem i tego co nie zrobiłem a powinienem zrobić, próba dojrzenia tego czego nie widziałem i ten głuchy huk zamykanych na zawsze szans, okazji - wszystko to sprawiło, że kiedy wreszcie zasnąłem na godzinę to wybudziłem się spocony ze strachu tym co zobaczyłem. Zobaczyłem siebie za parę dni, tygodni - ale śniłem ze świadomością tego że tych myśli i uczuć nie przeżyję poza tym snem bo codzienność i moja prostaczkowatość je wytłumi i zagłuszy...

Czuję się tak jak pewnie czuje się lekarz po pierwszym, ciężkim dyżurze. Niewyspany, roztrzęsiony - oczy pieką, w uszach szumi, ręce zimne i niezdarne. Na granicy. Mam wrażenie oddzielenia od siebie samego, oglądania siebie z boku ale nagranego na starej zniszczonej taśmie video - obraz co chwilę śnieży, dźwięk skacze z głośnika do głośnika a do tego fabuły nie ma, tylko czekanie aż ta miernota na ekranie rozłoży się do reszty....

Walka z demonami przeszłości? Jak? To jak próba nie-myślenia czy nie-słuchania. Jeśli jesteś świadom istnienia bodźca to już od niego się nie uwolnisz.

I pomyśleć, że gdzieś tam na zewnątrz jest "lepszy świat" pod godłem Coca-Coli i McDonald's... Że są ludzie którzy jakoś sobie spokojnie żyją z dnia na dzień odklepując kolejne zadania i obowiązki... No a ja "narzekam ponad miarę". Ech, czemu do ciężkiej cholery to nie jest takie jasne i proste dla mnie?

Kurt Vonnegut napisał kiedyś, że jedynym dowodem na istnienie Boga, którego ten życzyłby sobie aby go przytaczać, jest muzyka. Słucham "Requiem in D minor" W. A. Mozarta. Kurt był mędrcem.

2 komentarze:

Grzegorz Raźny pisze...

A czemu miałobyć cokolwiek proste i jasne? Życie by się stało nudne i poukładane. A tak, w życiu trzeba szukać i walczyć. I tak przez całe życie.

Profesor Bartoszewski w czasie rozmowy o naszym udziale w Unii Europejskiej, został zapytany mniej więcej tak: "No i czym jest ta Unia, skoro istnieje takie Powiernictwo Pruskie". Odpowiedział, tak: "No tak, mamy problem. Ale czy ktoś obiecywał, że udział w Unii Europejskiej to będzie życie bez problemów?"

Ja na każdym kroku mógłbym dziękować, że ten "lepszy świat" bez problemów, jest gdzieś na zewnątrz. Że widzę, to co jest złe i że mam odwagę, żeby narzekać. Że jestem prostaczkiem, który dostrzega mędrców i może iść ich śladem.

A co do rachunku sumienia i pokuty, którą przeżyłeś, to chyba dobrze, że Cię nie uspokoiły. To dopiero otwiera percepcję. Masz prawdziwy obraz i na jego podstawie możesz podejmować świadome i odpowiedzialne decyzje w przyszłości.

ZamałoLiterek pisze...

Byle to nie był ślad pseudo mędrców jak "profesor" Bartoszewski... Tu trzeba wyjść ze swej skorupy prostaczka i pomyśleć - zdrowo po chłopsku (choć już nie w skorupie, jak się rzekło) - czy ta osoba jest warta naśladowania?