sobota, 13 grudnia 2008

"Hellboy II: The Golden Army" (2008)


No więc jestem kuźwa pod wrażeniem. Pod naprawdę wielkim wrażeniem. Chciałem przed snem obejrzeć sobie coś lekkiego, co bardziej dla oka niż dla mózgu. No i nie spodziewałem się, że przed drugą w nocy będę łapał szczękę rękoma aby za mocno nie opadła na biurko...

Film, tak jak się spodziewałem, nie grzeszył "głębią psychologii" ale pokazał co trzeba było i co chyba liczyło się najbardziej w samym komiksie: ciągła walka "tego innego świata" o duszę i przynależność Hellboy'a i jego ciągłe obstawanie przy naszym świecie mimo licznych kopniaków jakie mu fundujemy (pierwszy aspekt bohaterstwa...) i piękna baśniowa opowieść, która z lat młodości wraca w dorosłym życiu jak bumerang, oczywiście odpowiednio wyrośnięta i pełna wątków z których dziecko sobie sprawy nie zdaje. Hellboy ma problemy z tożsamością, ciągle musi uważać aby nie obudzić się po "drugiej stronie"... i do tego, w tym epizodzie dochodzi kryzys w jego... khem... związku. Zresztą to nieważne, bo filmy które eksplorują ten temat odpowiednio dosadniej jest multum.

I teraz trzon, szkielet i fundament mojego zbombienia nocnego. Połączenie tego co widać i tego co słychać. Oglądałem w nocy, na uszach słuchawki więc nie oszczędzałem sobie na dźwięku, sam. I chyba robię się fundamentalistycznym fanem połączenia w jednym filmie dwóch genialnych rzemieślników ruchomych obrazków: Guillermo del Toro i Danny'ego Elfmana. To co Ci panowie razem poskładali to coś... no nie wiem, co napisać, żeby oddać choć 1% tego co można obejrzeć. Siedziałem i oglądałęm udźwiękowione obrazy Zdzisława Beksińskiego, który po ostrym piciu malował symultanicznie z Hieronimem Boschem. A teraz stop. Widzisz to? Nie? To obejrzyj Hellboy'a II...

Sny po tym miałem takie, że może i dobrze, że nie pamiętam :)

Brak komentarzy: