poniedziałek, 15 grudnia 2008

Psychologia a stonoga miłości

Dzisiaj trochę sobie pochodziłem po Krakowie szukając inspiracji na cokolwiek ładnego dla kogokolwiek. Oczywiście to doskonała okazja do spotkania się przy obiadku czy kawie. Aby sobie zrobić niespodziankę ;) spotkałem się Zygmuntem i mieliśmy i obiad i kawę :)

W "Prowincji" dołączyli do nas znajomi Z. I tak jak słuchałem (bo o czym mam rozmawiać z grupą studentów samemu już dawno wypadłwszy z "obiegu" i to do tego obcego kierunku) to tak mnie naszły dwie myśli: pierwsza - ludzie za dużo czasu tracą na rozmowach o niczym. O dosłownym niczym. Bo czym ma być wartka wymiana zdań dotycząca życia akademickiego, wykładowców, pań w sekretariatach i dziekanatach i ich nawyków, papierów, odwołań, magisterek? Przecież to wszytko to pustostan potwierdzający tylko tezę, że studia w wersji cięższej ogłupiają a wersji lżejszej przeszkadzają w uczeniu się bo generują taką masę pierdołów przez które czlowiek musi się przebić, że nie starcza mu już nerwów i sił na naukę we właściwym tego słowa znaczeniu.

I druga myśl - psychologia miłości. Kiedyś pisano listy z których co najmniej 90% traktowało o miłości. I to były naprawdę piękne i głębokie listy. Ludzie nie mieli czegoś takiego jak psychologia, nie traktowano miłości jako reakcji organizmu na wulgarną chemię. Rozmawiano o niej, śpiewano, rozmyślano i marzono bez analizowania pod kątem na przykład antropologii. A dzisiaj się to robi - analizuje, rozbiera, trywializuje i miesza z tym wszystkim co zabiera jej wszelki powab. I nawet mi się smutno z tego powodu robi bo pal licho tych, którzy dokonując tego aktu terroru w sacrum mają wypieki na twarzy - niech sobie robią krzywdę w imię nauki, niech to wszystko spłycają, niech sobie będą "oświeceni" ale ja? Słucham tego i widzę jak na horyzoncie moich imaginacji, do tej pory czystym, pojawiają się kominy, śmieci i apteki miłości. Boskie oko starożytnego boga - Słońce zmienia się w zwykłą kulę płonącego wodoru. I przez "dobrodziejstwa" psychologii ludzie już nie umieją pisać pięknych listów. Przez tą durną świadomość, że wszystko można sprowadzić do zwykłej chemii i warunkowania społecznego.

Dlatego uważaj czlowieku z kim siadasz do stołu. Jeśli trafisz na studenta i to do tego psychologii miej przynajmniej tę świadomość, że czeka cię proces wewnętrznego okaleczania, że może cię spotkać los stonogi, która poruszała się szybko i zwinnie aż do momentu kiedy zaczęła się zastanawiać jak to się dzieje, że jest w stanie poruszać się na stu nogach. Chciała zacząć chodzić świadomie a nie na zasadzie automatyzmu, chciała decydować, którą nogą ruszyć pierwszą, którą ostatnią... i przez to stanęła w miejsu bo to wszystko było dla nie nie do ogarnięcia.

Człowiek na prawdę nie musi wiedzieć wszystkiego a czasy kiedy kłaniano się Słońcu miały w sobie dużo więcej uroku niż ten brutalnie przenealizowany, coraz mniejszy świat.

1 komentarz:

ZamałoLiterek pisze...

Hmm... Kwestia do dyskusji, ale coś o podobnej stonodze tyle, że religijnej :)

http://samojad.wordpress.com/2008/10/10/spontaniczna-proza-ii-przerwana-lekcja-religii/