wtorek, 10 listopada 2009

Tik tak i co dalej?

Wolałbym do tego papier. Można go zmiąć, rzucić o ścianę, prostować i pisać dalej. Można zrobić kleksa, można zmęczyć rękę, zmienić charakter pisma, można mieć charakter pisma. A tutaj tylko białe, sterylne pole, gotowa czcionka i "delete" w zanadrzu. Spróbuj wymazać wywrócone zdanie pod koniec kartki... zastanowisz się nad sensem całości. Papier wymaga czasu.

A potem przychodzi myśl, że wcale nie ma się czasu. Że życie wrzasnęło ci do ucha "już" i nagle nie wiesz gdzie jesteś, co robisz, kim są ci ludzie wokół i dlaczego do ciężkiej cholery czujesz pustkę chociaż ledwo oddychać możesz bo tyle ludzi wokół. Czas wycieka. Młodość kończy się nie wtedy kiedy pójdzie się do pracy, kupi się samochód czy spłodzi dziecko ale wtedy kiedy uświadomisz sobie, że czas płynie i pewnego dnia jednak nie obudzi cię już budzik. Wtedy przestajesz żyć z dnia na dzień, nagle czujesz paniczną potrzebę jakiejś stabilizacji, czegoś co będzie ponad codzienny cykl słońca. Niby nic się nie zmienia - dalej wierzysz w swoje dziwactwa, dalej kopiesz się codziennymi, zwykłymi problemami, śmiejesz się z tych samych dowcipów i w głowie masz tą sieczkę co zwykle... ale nagle czujesz, że stoisz pośród tego nagi i bardzo chcesz aby ktoś cię czymś przykrył, żeby choćby pozwolił pokosztować swoich lęków i radości - byle oderwać cię od tego co czyni cię pustelnikiem swojej wewnętrznej cywilizacji.

Siedzę sam, znowu próbuję zrozumieć jakiego człowieka dzisiaj nie zrozumiałem. Dlaczego tyle wokół samotności i jednocześnie niezdecydowania, czekania na lepsze czasy bez świadomości, że lepiej nie będzie jeśli będzie się analizować każdą wyciągniętą rękę. Dlaczego ci bez których nie wyobrażałem sobie życia w tym miejscu i czasie sami odchodzą w swoją własną rzeczywistość - dlaczego to właśnie oni uświadamiają mi, że codzienność to nie budowanie ale agonia? Bo czym jest zarabianie jeśli nie odkładaniem najważniejszych rzeczy "na potem"? Jakie "potem" u cholery? Kiedy twoi przyjaciele znikną gasząc za sobą swoje światło? Rodzina? Ta, która musiał być z boku kiedy w byliście zajęci "rozwojem"? Znasz to uczucie kiedy na pytanie "co u ciebie" odpowiadasz "jakoś leci"? Wesoło jest, nie? I tylko ta żenada, kiedy w głowie zaczyna kołatać myśl, że gdzieś się w tym bajzlu zgubiliśmy...

Najtrudniejszą rzeczą w tym wszystkim jest uświadomić sobie, że jutro może nas nie być i żyć mając to w głowie.
Codziennie.

Brak komentarzy: