sobota, 21 lutego 2009

Szatan jedzie...

Wreszcie! Słońce łaskawie wyjrzało zza tego śnieżnego kataklizmu!

Trzeba dzisiaj trochę rozruszać kości - zatem kupujemy wino marki wino i szukamy towarzystwa, które przyjmie starego świntucha... Ładuję akumulatory parogodzinną sesją muzyczną przerywaną na szczyptę poezji Charlesa Bukowskiego (to tak aby przypomnieć sobie, co kiedyś pchało mnie do życia... taki stary wiatr w nowe żagle) i ćwiczenia (żeby mieć formę jak znowu zacznę żyć Ch. B.) a na koniec trochę Charles'a Baudelaire - bo nadmiar hedonizmu bez szczypty turpizmu to jak wytrawne wino bez cierpkości... i w miasto.

Adieu!

PS: dla znajomych: dzisiaj zrąbałem swoją kozią bródkę, musicie przestać szukać gościa wyglądającego jak satanista ;-)

Brak komentarzy: