czwartek, 12 marca 2009

Abrakadabra, ignoranci...

Dzisiaj dzień iluzji. Od rana oglądałem w sądzie ludzi, którym wychodzą w życiu różne rzeczy choć są sztukmistrzami odwracania uwagi i napełniania czary goryczy pozornie z powietrza tak, że postronny widz będzie święcie przekonany, że im kompletnie nic nie wychodzi, że potrzebują pomocy, wsparcia. Kluczem do poznania sztuki zdaje się papierowa teczka- jeśli zastąpimy twarz słowem, drżący głos literą w formacie Times New Roman to poznamy prawdę, świat będzie szary a nie czarno-biały.

Potem sztuka pierwsza ustępuje drugiej: zagubiona dusza, wręcz cień swoich marzeń i ambicji, chorągiewka na wietrze daje się oglądać jako twardo stąpająca istota, wiecznie niepoznawalna, myląca ślady, iluzorycznie szczęśliwa. Kluczem do sztuki jest pryzmat własnych potknięć, niedowartościowania, płytkości - kiedy zrzucimy ten zawistno-depresyjny pancerz osiągniemy nirvanę i poznamy prawdę. Nie wiem czy ta recepta działa bo ten pancerz, jak się zdaje, wrósł we mnie i próba zdzierania go skończy się na szarpaniu żywego mięsa.

I sztuka trzecia, kabaret iluzoryczny Arsena Lupina w teatrze "Stu". Niejako podsumowanie mechaniki iluzji, odhumanizowane chusteczki, buteleczki, karty od których ciągle próbuje odwrócić uwagę Beata Rybotycka czy jakiś wdzięczny klon Scarlett Johansson...

No i nie wiedziałem co i jak, iluzjonista ponoć z nikim nie dzieli się swoimi sekretami, pytanie "jak ty to robisz?" jest złym pytaniem. Lenka ma rację - życie w cieniu to niepewność, życie w cieniu to ciągłe patrzenie się komuś w plecy, to ciągłe naśladownictwo, to ciągłe życie o "krok za wolno". To niepewność przed często nieudaną próbą powtórzenia ruchu sztukmistrza. To zabija, przygnębia i wykańcza.

A przecież można grać swoje przedstawienie, w swoim tempie i choćby dla siebie, zamiast czekać na potknięcia można się przecież bawić. Tylko zabawa nie pozwala nazwać iluzji perfidnym kłamstwem, nieprawdaż?

(Post z 11.03.2009, dzisiaj sam już nie wiem dlaczego go wtedy nie zamieściłem...)

Brak komentarzy: